..
Rowerem przez Amerykę

15 | 9414
 
 
2013-04-24
Odsłon: 916
 

Druga relacja z wyprawy - Nowy Jork

16.04.2013.
Rano obudził mnie hałas przejeżdżających niedaleko samochodów. Spałem do 6:00. Nie czuję się zmęczony ani nie odczuwam zmiany strefy czasowej co cieszy. Złożyłem namiot, spakowałem sakwy i czekałem na pracowników z firmy Finish Line. Tuż po siódmej pojawił się Derek, który potem oprowadził mnie po budynku FL. Wkrótce potem poznałem resztę załogi firmy a także jej kierownika imieniem Hank. Zostałem bardzo ciepło przyjęty, mogłem skorzystać z prysznica, przebrać się no i oczywiście zwiedzić całą firmę. Dostałem nawet prawdziwe amerykańskie śniadanie z ogromną kanapką zwaną HungryMan :) Miałem okazję pospacerować po całym budynku oraz porobić zdjęcia w siedzibie marki. Nie obyło się również bez wspólnych sesji zdjęciowych oraz prezentów w postaci smarów na każdą pogodę od Finish Line. W okolicach południa Hank zaproponował mi wycieczkę na znane na Long Island plaże na których często odpoczywają nowojorczycy. Niestety droga do plaży była tego dnia zamknięta z powodu remontu po huraganie Sandy. Po południu w trosce o moje bezpieczeństwo (jazda rowerem przez Long Island nie należy do sprzyjających dla rowerzystów), Hank zapakował mnie w pociąg do NY i zarezerwował pokój hotelowy na noc na Manhattanie. Fajne jest życie podróżnika :) Przejazd na Manhattan trwał niecałą godzinkę. Po wyjściu że stacji Penn Station czułem jakbym się znalazł na planie filmowym. Wszystko wyglądało jak z amerykańskich filmów kręconych w NY :) Żółte taksówki, policjanci, miejsca, wysokie drapacze chmur czy oddalona kawałek Statua Wolności. AWESOME! Jazda rowerem po Nowym Yorku nie jest taka straszna. Samochodów sporo ale ruch po jednokierunkowych nowojorskich ulicach odbywa się płynnie. Na zielonej fali można nawet rowerem przejechać kilka przecznic. Moja trasa na Manhattanie prowadziła z Penn Station do Battery Park i z powrotem aż do 48 ulicy zachodniej na której czekał na mnie hotelowy pokój. Wieczorem dostałem jeszcze zaproszenie od syna Hank’a z FL, Dillon’a na spotkanie przy piwie. Półgodzinny spacer na 34 ulice wschodnią po wciąż ruchliwym i oświetlonym NY. Widać, że to miasto żyje i ma swój niebywały charakter. Udało mi się dotrzeć w umówione miejsce na spotkanie z Dillon’em oraz jego przyjaciółką Shannon. Miła spotkanie przy amerykańskim piwku produkowanym na Brooklinie. Do hotelu ponownie dotarłem przed północą. Zmęczony całym dniem nowych wrażeń szybko zasnąłem na ogromnym i wygodnym łóżku.
Nie bez echa przechodzi zamach bombowy na maratonie w Bostonie. Wszędzie się o tym mówi, flagi są opuszczone do połowy oraz wprowadzono dodatkowe kontrole w wielu miejscach. Policja jak na razie jednak nie zwraca na mnie szczególne uwagi – i dobrze :)

17.04.2013
Królewskie spanie, potem niezłe śniadanie w cenie noclegu oraz poranna kawa. A wszystko to na Manhattanie w Nowym Jorku :) Wyprawa zaczyna się z mocnym kopnięciem chodź samej jazdy jeszcze zbyt wiele to nie było. Dziś jednak popracowałem i nad tym. Z hotelu wyjechałem po 9:00 i skierowałem się od razu do zielonego serca NY czyli Central Parku. Kilka przecznic i wjechałem na ścieżkę rowerową przecinającą park na pół. W parku mimo przedpołudnia było dosyć sporo aktywnie spędzających czas nowojorczyków. Jedni biegali inni jeździli na rowerach a jeszcze inni po prostu spacerowali pośród kwitnących alejek krzewów i drzew. Chwila w ciszy i czas jechać dalej. Kolejnym etapem był przejazd przez most Waszyngtona. Dojazd do drogi rowerowej prowadzącej na drugi brzeg rzeki Hudson sprawił mi mały kłopot. Brak oznaczeń sprawił że o mały włos nie wjechałem na główną drogę. Musiałem się trochę wrócić i znaleźć inną możliwość. Poziom stresu podniósł mi się na chwilę dość znacznie bowiem nie chciałem ryzykować potrąceniem przez samochód ani spotkaniem z Policją a szukać drogi, wracać się nie lubię. Ostatecznie dotarłem do drogi 178 od której odchodzi ścieżka rowerowo-piesza na drugą stronę brzegu. Po tej zmianie wiatr zaczął mi lekko sprzyjać. Na prostych odcinkach jechałem że średnią prędkością około 25km/h. Wydaje mi się, że Instinct jest szybszy od mojego zeszłorocznego jednośladu na wyprawy. Sportowe zacięcie i wygoda trekkinga sprawiają, że bardzo przyjemnie prowadzi się mój “28er” nawet jeśli jest dosyć mocno obciążony. Jedyne co mi się jak na razie nie podoba to zbyt autostradowe drogi i spory ruch na nich. Staram się omijać główne arterie, jednak nawet niektóre równolegle drogi do głównych są kilku pasmowe. Przynajmniej dziś nie miałem możliwości zbytniego wyboru dróg że względu na specyfikę trasy. Kolejna przeszkoda czekała mnie przed Newark. Aby wydostać się z New Jersey miałem do wyboru trzy mosty. Autostrada odpada, drugi oznaczony jako droga główna też odpada. Wybrałem trzecią możliwość, przejazd mniejszym mostem drogą nr. 7. Wydawało mi się, że dobrze wybrałem ponieważ przez całą długość mostu był chodnik. Niestety za mostem chodnik nagle się skończył a jedyną możliwością było zejście schodami w dół oraz zmiana drogi i kierunku jazdy. Dojechałem w towarzystwie Mack’ów, Kenworth’ów i Peterbilt’ów do Port Newark, całe szczęście udało się wjechać do miasta i dalej podrzędną dwupasmówką kierować na południe. Z racji gęstego zaludnienia tej części wschodniego wybrzeża późnym popołudniem pojawił się kolejny kłopot ze znalezieniem miejsca do spania. Miejsc zielonych, lasów, parków jak na lekarstwo a do tego główne drogi i spory hałas. Od 18stej do 19:30 szukałem miejsca na rozbicie się. Na GPS zaznaczone miałem kilka zielonych punktów oznaczających parki bądź tereny zielone. O lesie jak na razie mogłem pomarzyć. Od drogi 27 zjechałem w bok w stronę pól i kilku farm. Kolejny raz szczęście dopisało. Co prawda na terenie prywatnym ale z dala od samochodów i schowany między drzewami znalazłem dobrą miejscówkę. Dosyć męczący dzień ale za to pełen wrażeń :) Pierwsza setka pękła. Dziś nawet nieźle przyświeciło słońce. Mój licznikowy termometr pokazał 27st.C a skóra na rękach i kolanach ładnie zaczerwieniła.

18.19.20.04.2013
Noc spokojna. Chwilami przeszkadzały tylko krążące samoloty przygotowujące się do lądowania. Kolejny dzień starałem się omijać główne drogi i znów nie bardzo się to udawało. Przez większość dnia jechałem międzystanową 130. Miałem też problem przejechać przez most do Filadelfii. Przez jeden nie pozwolono mi przejechać ze względu na zbyt wąski przejazd i brak przejścia dla pieszych wzdłuż mostu. Na drugim moście oficer policji i pracownik obsługi płatnego mostu długo zastanawiali się czy mogą mnie puścić na drugą stronę bezpiecznym przejściem które jednak było bardzo wąskie. Ostatecznie mnie puścili jednak jazda po szerokości niewiele większej od szerokości moich sakw przy dodatkowym wietrze i drganiach przejeżdżających ciężarówek nie była łatwa. W Filadelfii dodatkowo zaczęło trochę padać i miałem przymusowy odpoczynek w Makdonku. Ogólnie dzisiejszy dzień to taki przegląd marketowo-fastfoodowy. W Macdonaldach jest dość szybkie darmowe i dostępne WiFi jednak często brakuje gniazdek elektrycznych. W KFC nie ma WiFi ale są gniazdka. W Donats za to jest full wypas, dostępne WiFi i gniazdka. Odwiedziłem również kilka marketów. Kupując wodę i napoje jestem w stanie zamknąć mój budżet na jedzenie na poziomie 5-7 dolarów dziennie. W górach zapewne nie będę musiał kupować wody ale jedzenie będzie droższe.
Zaraz za Filadelfią niechcący wjechałem na autostradę z której szybko uciekłem przez krzaczory do innej drogi. Jadący z przeciwka policjant w radiowozie wymownie dał mi do zrozumienia że to nie droga dla rowerów o czym zresztą wiedziałem sam. Auta jechały tu zdecydowanie szybciej niż po innych wielopasmówkach którymi o dziwo można jeździć rowerem. Na czteropasmowej drodze na przykład poprowadzona jest droga dla rowerów z dodatkowym pasem awaryjnym z prawej strony. Tuż za Willmington szukając już miejsca na nocleg uśmiechnęło się do mnie szczęście. Mieszkające tu małżeństwo zobaczyło moja flagę i zaprosili mnie do siebie na kolację i nocleg. Zauważyli mnie w idealnym momencie, już bałem się, że będę kręcił po ciemku. Leszek i Bożena bardzo się ucieszyli z gościa z Polski, ja jeszcze bardziej ponieważ po ponad 150 przejechanych kilometrach byłem bardzo zmęczony. Prysznic, kolacja i wygodne łóżeczko było właśnie tym czego potrzebowałem. Przy okazji mogłem dowiedzieć się nieco o stanach, porozmawiać po polsku i podzielić wrażeniami z wyprawy. Następnego ranka ruszyłem w dalszą drogę. Nie obyło się bez drogowych absurdów. Ponad 30km jechałem drogą dwupasmową ze znakami informującymi o możliwości jazdy rowerem. Droga rowerowa skończyła się tuż przez mostem przez który chciałem przejechać do Baltimore. Niestety nie było takiej możliwości. Znaki wyraźnie zakazywały przejazdu rowerem przez most. Spytałem oficera policji co mam zrobić… i skierował mnie na inny most oddalony o 15km. Zupełnie nie było mi to na rękę ponieważ chciałem przejechać Baltimore aby za nim znaleźć nocleg a następnego dnia zaatakować Waszyngton. Jakby tego było mało popsuła się pogoda. Zaczęło popadywać i mocno wiać. Ostatecznie dojechałem na przedmieścia Baltimore gdzie musiałem chować się przed deszczem. Pierwsze miejsce jakie znalazłem to ustronny parking Park&Ride. Lało do północy więc przez pięć godzin siedziałem na przystanku. O dziwo udało się złapać WiFi więc czas jakoś płynął. Po północy już nie padało tak mocno więc mogłem rozbić namiot w pobliskich krzaczorach i przekimać do rana.
Nowy dzień rozpocząłem od kawy i ciastka oraz toalety porannej w sieci sprzedającej pączki DD. Bez problemu przejechałem Baltimore i koło 13:00 byłem już w Waszyngtonie. Capitol, White House, Monument Washingtona czy pomnik Lincolna to główne miejsca jakie chciałem zobaczyć. Poza Lincolnem do którego starało się dostać cała masa ludzi, inne atrakcje udało się zobaczyć :) Pod koniec zwiedzania Waszyngtonu dostałem wiadomość o możliwości noclegu w stolicy USA. Pocztą pantoflową dzięki wcześniej poznanym Bożenie i Leszkowi udało im się zorganizować dla mnie nocleg u ojca chłopaka ich córki. Nie wiedziałem tylko, że podany adres do pięciogwiazdkowy hotel Marriott. I tak niespodziewanie zamiast spać w mokrym namiocie mam luksusowe spanie w hotelu gdzie jedna noc kosztuje 400USD :) Ależ mam szczęście. Spostrzegłem też pewną zależność. Od przyjazdu do Stanów jedną noc śpię w namiocie a kolejną w całkiem przyjemnych ale odmiennych miejscach. W sumie to niemożliwe ale fajnie było by kontynuować tą dobrą passę.
 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd